17 marca 2010

the end as we think we know it :-)

Właśnie zastanawiałam się nad kolejnym postem, kiedy z sieci przypłynęło do mnie...to (koniecznie należy obejrzeć do końca!!! jest pewien haczyk):



(tak to już z siecią jest, że to, co potrzebne pojawia się jakby z... przestrzeni: jakiś przypadkowy link, jakiś RSS, który odruchowo się sprawdza na iGoogle, czyjś update na Facebooku itp., itd., wiadomo).
Pomyślałam sobie, że ten przykład pokazuje lepiej, niż mogłabym wyjaśnić, o co mi chodzi z tym lubieniem-nielubieniem telewizji: oczywiście, że nie musimy jej lubić. Ale warto pamiętać, że może być tak, jak nam się wydaje, ale może też być... zupełnie inaczej. A zatem zdrowej dozy relatywizmu życzę przy ocenach (szczególnie tych opartych na tym, jak sobie WYOBRAŻAMY odbiorców jakiegoś programu, który budzi w nas grozę albo odruch politowania). Można też to nazwać... nawiasem fenomenologicznym. Jak komu wygodnie :-)
P.S. Jestem pod dużym wrażeniem ożywienia panującego na wszystkich blogach i na razie - jak wampir - zasysam z nich twórczą energię.

2 komentarze:

Little A pisze...

Otóż to, nie dajmy się zwariować swoim poczuciom dobrego smaku!

PS. Lady Gaga jest wszędzie ;)

nytuan pisze...

powiedziałabym nawet: Lady Gaga jest wszędzie i była zawsze :-)